sobota, 6 grudnia 2014

Kroniki z Arven Rozdział 8 - Zniewoleni

   Jesień się zaczęła. Całe Krainy Północne owiewał wicher. Z drzew powoli zaczynały spadać liście.  Biegł. Odkąd uciekli z miasta bez przerwy trzymał ją za rękę. Goniły ich. Różne. Margale, przypominające wilki, bezlitośni bracia towarzyszących im, większych, wargali. Orki. Plugawe istoty. O skórze czarnej i poszarpanej bliznami. Dzierżące broń wykutą z napierśników, chroniących serca tych, których serca pożarły. 
    Odwrócił się. Dwadzieścia. Biegł. Wioski nie widać. Biegł. Upadł.

                                                                             ***
     -Co robiłeś wcześniej? - Duncan zapytał, jedząc drożdżową bułkę z jagodami.

     -Pomagałem w papierni. Rysowałem wzory przy kartkach, linie, czasem coś przepisywałem. - Dymitr chciał upić łyk herbaty z metalowego kubka, lecz powóz podskoczył i napój się rozlał.
     -O! Umiesz pisać?
     -Nie. Tylko przepisywałem.
     -Jak to?
     -No.... Tak po prostu... Daleko jeszcze?
     -Ile razy w ciągu jednej godziny potrafisz zadawać to samo pytanie?
     -Po prostu chciałbym wiedzieć.
     -Chyba już wiem czemu od tylu lat nie miałem ucznia. - Duncan roześmiał się.
     -A miałeś?
     -Miałem - Duncan się zasępił. - Ten chłopak... zszedł na złą ścieżkę... nie chcę wiedzieć co się z nim dzieje...
     Dymitr  postanowił nie drążyć dalej tematu. Dalej jechali w milczeniu. Chłopak oglądał piękno, niespotykanego w jego okolicach, lasu mieszanego. Im dalej na północ tym mniej liściastych drzew się spotykało. Wynikało to z faktu, że te drzewa nie nadążałyby z zrzucaniem liści na zimę.
     Konwój zatrzymał się.
     Co się dzieje?!- Woźnica krzyknął do wozów przed nimi.
     Uciekajcie!- dobiegły głosy z oddali.
     Młody czarownik zszedł z wozu.  Pięć powozów zasłaniało trakt. Słyszał tylko krzyki z oddali: "To ogr!".
     To nie był ogr. To były ogry. Trzy. Ogromne. Wielkości drzewa. Łyse. Jeden dzierżył powalony konar sporego świerku.
      -Co tam się dzieje chłopcze?! - Duncan zaczął wyjmować księgę zaklęć ze skrzyni pod ławką.
      -Ogry!
      Duncan chwycił laskę leżącą wcześniej pod ławką. Kostury magiczne służyły do łatwiejszego i skuteczniejszego skupiania mocy.
       -Zostań tu, chłopcze!
       Czarodziej pochwycił przygotowane przedmioty i ruszył w kierunku krzyków.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Dlaczego nie pojawiają się posty?

 Cześć. Jeśli jakiś czytelnik nadal męczy się z moimi wypocinami wylanymi na łamy kameralnego bloga, chciałbym przekazać pewną informację.

  Od mniej więcej dwóch miesięcy nie pojawił się żaden nowy rozdział, co łatwo zauważyć. Chciałbym powiedzieć, że nie kończę pisania mojego opowiadania.
Wcześniejsze rozdziały pojawiały się w okresie gdy miałem więcej czasu na pisanie. Teraz nie mam go prawie wcale. Siódmy rozdział piszę od przeszło miesiąca. Siadam piszę trzy słowa i odchodzę od komputera.

  Pisanie jest, dla autora, trochę jak czytanie swoich myśli o książce. Tak jak czytając nudniejsze momenty odbierają nam chęć. Nudniejsze oczywiście dla pisarza a nie dla czytelnika. Niestety powieść musi być pełna i trzeba zawrzeć niektóre elementy, których nie chcę się pisać. Zdawać mogłoby się, że najciekawsze jest opisywanie walk, ale prawda jest taka, że wiele bardziej miłe dla autora jest pisanie o np. żartach kilku krasnoludów przy ognisku .

  Przechodząc do sedna: posty będą, ale rzadziej, gdyż żeby coś napisać muszę mieć czas i wenę (pisanie bez weny, to jak gotowanie wody, zanim zaplanuję się potrawę), a to często nie chodzi w parze. Postaram się.


wtorek, 23 września 2014

Kroniki ze świata Arven 7 - Szlachcic każe, król musi

   Sala Narad była niewielkim podziemnym pomieszczeniem, stworzonym tak by nikt nie mógł podsłuchiwać o czym mowa w środku; korytarz nagłaśniał każdy krok, a pomieszczenie zostało wyciszone. Ściany ozdobione łukami i sufit wykonano z szarego kamienia, jak zresztą i podłogę. Pomieszczenie oświetlał drewniany żyrandol. Na środku znajdował się niezbyt ozdobny drewniany stół. Wokół niego zasiadali goście.
   Do sali wszedł  w końcu służący i zaczął, jak to w Liońskim zwyczaju bywa, wymieniać zgromadzonych.
-Ranel z rodu Olar oraz Alanda z rodu Widen, król i królowa Lionu
-Kremil z rodu Kamin, król Karinu
-Olaf i Gundar, władcy Northi wschodniej i zachodniej
-Alan, książe Północnego Lasu Elfów
-Biorn z rodu Skalin, władca krasnoludów
-Ronald z rodu Zelin, król Rixii
-Nemir z rodu Zelin, król Noxii
Bracia popatrzyli po sobie z niesmakiem, a służący czytał dalej:
-Krzesimir, magnat slaweński
   Gdy sługa wyczytał ostatnie imię, wyszedł, a Ranel zamknął drzwi.
   -Drodzy państwo! Wszyscy wiemy po co się tu zebraliśmy. Chodzi o rosnący niepokój związany z armią potworów... Jak dobrze wiecie, kartografowie w tej chwili wykreślają Kellaren z map świata.- Ronald spojrzał na niego spode łba, po czym pogładził ciemnobrązową brodę. Nemir uśmiechnął się patrząc na minę braciszka.- Z doniesień Noxiańskich Zwiadowczyń - ciągnął król - wynika, że celem są nie tylko ludzie, ale i elfy, co oznacza, że narażone są wszystkie istoty czystej krwii...
-Ha! - Uniósł się Alan - Ludzie to nie istoty czystej krwi! Nie macie prawa tak mó...
-A wyjebać ci te ząbki?! - grobowo poważnym głosem przerwał mu Gundar.
-Spokojnie panowie - uspokoił ich Biorn, gładząc się po szarawej brodzie, silnymi palcami. - Nie ma się o co denerwować.
-W każdym razie - zaczęła Alanda. - Razem z mężem zadecydowaliśmy, że najlepiej będzie zbudować wspólną armię.
-Jak to wspólną armię?!- wybuchł Ronald - Nie będę się bratał z Noxianami!
-Ani my z elfami! - włączyli się Northianie.
-A jaki ja będę miał w tym interes?!- zaczął piskliwym przypominający szczurka Kremil, licząc już koszty i zyski.
-Zamknąć mordy! Wszyscy! - wrzasnął swym basowym głosem Krzesimir. - Jesteście jak dzieci. Małe nieznośne bachory. Kremil nie będziesz miał żadnych zysków! Możesz nie brać udziału w wojnie, ale przysięgam, jeśli przeżyję to osobiście udam się do twojego zamku i ci nogi z dupska powyrywam! Olaf, Gundar. Po was spodziewałem się trochę więcej. - Bracia spochmurniali.
-To nie zmienia faktu, że nie będę miał z nimi nic wspólnego; Las sobie poradzi! - Uniósł się tym razem elf.
- Alan! A pamiętasz jak chciałeś okraść krasnoludzkie kopalnie złota, by pozłocić swój kolejny pałacyk?! A pamiętasz swoich żołnierzy uciekających przed moją kawalerią?! I tak, wszyscy wiedzą, że to ty nasłałeś te "zgraję zbuntowanych miejskich elfów z liońskich miast", pomimo że zarzekałeś się, że to nie ty.
  Książę już otworzył usta by się sprzeciwiać, ale zaraz je zamknął, tymczasem Krzesimir wstał.
-Panowie, i ty piękna Alando, proponuję zdusić bunt nim wykmnie się spod kontroli. Niestety. Nasi przeciwnicy mają przewagę liczebną. Dlatego proponuję Udać się w poszukiwaniu dzikich plemion.
-Kłamstwo! Dzikie plemiona nie istnieją! - zerwał się Kremil.
-A masz dowodny na ich nieistnienie? - zapytał donośnym acz spokojnym głosem Nemir, lubujący się w odkryciach. - Sądzę, że to świetny pomysł! Czy Krzesimir zawiódł nas kiedyś swoimi umiejętnościami planowania? - Spojrzał po wszystkich. Odpowiedzieli mu milczeniem. - No właśnie.
-No to ustalone! Niech każdy, przed rozpoczęciem jesieni, wystawi swój odział, nie większy niż 20 osób. - Skwitowała Alanda.

czwartek, 18 września 2014

Kroniki z Arven 6 - Forest' Taistelu

                                                                         Rozdział 6
                                                                      Forest' Taistelu

Uczył się jeszcze przez kilka następnych dni. Polanka do tego przeznaczona nie była daleko od kamiennej, leśnej chatki czarodzieja, który jak dowiedział się tego Dymitr zwał się Duncan.
   Chłodne lato krain północnych dobiegało końca. Pewnego dnia odbijali między sobą kulę mocy. Dymitr nie panował nad magią bardzo sprawnie. Moc formowała się w co najwyżej słabe światło, nie potrafiła zrobić nikomu krzywdy ani nic stworzyć lub poruszyć.
  Duncan i Dymitr postanowili zrobić swego rodzaju walkę, na magię, choć uczeń magika nie mógł mu nic zrobić. Gra była symboliczna. Zasady były proste: zostaniesz trafiony trzy razy - przegrywasz, w grze mogą być co najwyżej  trzy kule, jedynie z właściwościami świetlnymi. Czarodzieje nazywali to Forest' Taistelu.
  Duncan zaczął. Wchłonął trochę mocy i uformował niewielką kulę, skrzącą się niebieskim światłem na wszystkie strony. Standardowo  początek gry odbywał się na polanie. Dymitr stał przed nauczycielem. Ten bawił się kulą; latała mu wokół rąk i ramion, gdy niespodziewanie wypuścił moc przed siebie. Chłopak znał tą sztuczkę, był przygotowany. Wykonał obrót przy czym pochwycił moc czarodzieja i wysłał ją w nadciągający pocisk. Zawirował jeszcze raz i wystrzelił w kolejny pocisk mistrza. Oba były słabe, by Dymitr nie stracił kontroli nad nimi, więc w kontakcie oba wyparowały. Czeladnik pomyślał, że trochę zmarnował okazję; mógłby złapać dwa pociski naraz, by nie nadużywać energii na tworzenie swoich. Zrobił najpierw słabą iskrę i wysłał ją w kierunku nauczyciela. Ten nie zauważył jej i uczeń powiększył ją by trafiła magika w plecy. Dymitr zdobył punkt. Następnie magik zdobył dwa punkty jednym trikiem: zakręcił kulami wokół Dymitra a ten nie potrafił powstrzymać tylu kul. Potem chłopak zmylił czarownika i zdobył kolejny punkt.
        Gdy siłowali się dwoma kulami, na polane wjechał mężczyzna na biało-brązowym koniu. Nosił rajtuzy i ogólnie nikt nie byłby zaskoczony spotykając go w łóżku z innym facetem. Poprawił czarne, kręcone włosy i zza pazuchy czerwonego kubraka wyjął zapisany arkusz papieru z królewską pieczęcią. Zaczął czytać.
 -Według zarządzenia- jego łamliwy zamieniał akcenty.- Jego Królewskiej Mości, na podstawie rozkazu podpisanego w dniu szóstym siódmej fazy księżyca...
 -Przejdź do rzeczy, do cholery- zdenerwował się Duncan. W Krainach Północnych Rioński zwyczaj ceremonialnego gadania, przywiezionego z Krain Środkowych, uznawany był za całkowity bezsens. Duncan pamiętał czasy gdy Rion zajął część tego mroźnego świata i już wcześniej z fascynacją podróżował po tych ziemiach, więc irytowały go zwyczaje przywiezione z rodzinnego kraju.
-Panie - oznajmił posłaniec. - Jest pan wezwany przez króla.

czwartek, 11 września 2014

Kroniki ze świata Arven 5 - Życie jest brutalne, ale mentor bardziej.

   
                                                                        Rozdział 5
          Życie jest brutalne, ale mentor bardziej*

Och! Jakie to łóżko miękkie! A jak miło się kołysze! Dymitr miał zamknięte oczy i leżał na plecach. Chwileczkę... Przecież łóżka się nie kołyszą! I nie sapią jak świnie! Otworzył oczy i mało nie spadł z wrażenia. Jechał na jakimś włochatym stworzeniu. Podniósł się do pozycji siedzącej , a stwór zrzucił go na ziemie. To coś miało cztery grube nogi nogi, kły takie jak u mamuta, głowę jak żubr i długą brązową sierść.
    -To Barran. Nie bój się, zazwyczaj są łagodne. - Czarodziej z rozbawieniem przyglądał się Dymitrowi leżącemu na trawie. - Zazwyczaj.
    Dymitr spróbował cisnąć w maga mocą . Nie udało mu się. Powtórzył.  Nadal nic.
   -Nic z tego! - roześmiał się czarownik. - Twój amulet blokuje magie!
   Dopiero teraz chłopak zobaczył na swojej szyji mały kamień z niewielką krasnoludzką runą migoczącą niebieskim światłem. Znajdowała się na rzemyku, również z wyrytymi runami, choć nieświecącymi. Spróbował go zdjąć. Ani rusz. Ciągnęło go w dół. Runy na rzemieniu zaświeciły.
-Oddaj mi moją magie! - Dymitr przywiązał się do mocy i nie chciał jej oddać za żadne skarby.
-Nie! Musisz nauczyć się z niej korzystać! Dziś będziemy mieli pierwszą lekcje. Zgadzasz się?
-Zgadzam - z upokorzeniem przyznał Dymitr.
                                                                       ***
  -No więc jest kilka rodzajów magii oraz kilka rodzajów Źródeł.- Zaczął czarownik.- Zacznijmy od źródeł. Jak wiesz przed Zarazą posługiwano się magią znajdującą się w powietrzu.- Dymitr potaknął- To Źródło zwiemy Źródłem Eterycznym. Nie trzeba do niego żadnych umiejętności czy ofiar. Po prostu czarujemy tym co jest wokół nas. Kolejne to Źródło wrodzone, to którym posługujemy się teraz. Trzeba potrafić z niego korzystać, nie każdy też je posiada. Jest jeszcze magia rytualna. Jak wiesz Bogowie noszą różne imiona, wszędzie są inaczej wyznawani. Jednak akceptują wszelkie formy ofiar; zarówno z zwierząt i ludzi jak i z modlitw bez których nie mogą żyć. Oni przekierowują trochę mocy do ofiarodawcy lub bezpośrednio w jego cel. Kolejny i ostatni rodzaj to Magia Runiczna. Runy to krasnoludzkie znaki przewodzące lub magazynujące energię magiczną. Podczas Wielkiej Wojny krasnoludy wystawiły odział trzymający w jednej ręce kamień z runem naładowanym pozostałą Energią Eteryczną.
 Co do rodzajów magii - ciągnął czarodziej - jest magia bojowa, druidzka zwana też leczniczą, użytkowa polegająca na podnoszeniu różnych przedmiotów, magia żywiołów i magia tworzenia.
 -Której ja będę się uczył? - przerwał chłopak.
 Duncan roześmiał się cicho.
 - Na początku wszystkich, potem, zdając test, wybierzesz swój kierunek główny jak każdy czarodziej.
 - A ty który wybrałeś?
 - Wybrałem magię żywiołów i zdałem test w tym kierunku, choć znam się też na magii leczniczej i użytkowej.
-Chcę się uczyć magii bojowej!
   Czarownik ponownie się roześmiał.
- Nie myśl, że to takie proste. Łatwo jest używać energii, nad którą nie panujemy. Do prawdziwej magii trzeba kontrolować moc, by leciała jednostajnym ciągiem. To jest temat będzie nasz pierwszy temat zwany kontrolą...

*przysłowie popularne na Noxiańskich uniwersytetach.

czwartek, 31 lipca 2014

Kroniki ze świata Arven 4 - Ogień sprawiedliwości

   Dzwoniły dzwony. Nie, nie w kościele. Nie, żaden baron się nie żenił. Dzwony oznaczające alarm. Do miasta zbliżał się przeciwnik. Nie byle jaki przeciwnik. Przeciwnik nie kierowany żądzą władzy. Nie kierowany żądzą pieniędzy lub terytorium. Kierowany żądzą zemsty.
   Enty, golemy, orki, trolle, gobliny, postanowiły się sprzeciwić. Sprzeciwić ludziom. Zaatakowały tak by upokorzyć ich. W centrum nienawiści do nie-ludzi. W Kelleren, największym mieście południowej Rixii. Miasto gdzie wstęp mieli tylko i wyłącznie ludzie.
    Miasto nie przygotowane na taką ewentualność było idealnym celem. Strażnicy uzbrojeni w haczniki służące do wyrywania broni złodziejom i rzezimieszkom, nie nadawały się do walki  w bitwie, a zanim nastąpi przezbrojenie armia będzie pod miastem. I to jaka armia. Przeróżne magiczne stwory. Nikt wtedy nie wiedział kto je zebrał, zjednoczył, ale jedno było pewne: na jednym mieście nie ostaną. Będą walczyć, aż ludzie nie zaakceptują ich wyższości lub nie zaczną uznawać ich za równych sobie. Rixia, była najbardziej zaślepionym w tym kierunku narodem. Niegdyś Rixia i Noxia łączyły się w jeden kraj. Rządził nimi mądry król. Tron miał przejąć najstarszy syn. Co je podzieliło? Urodziły się bliźniaki. Jeden bardzo otwarty na elfy, krasnoludy i inne stwory magiczne, a drugi całkiem im przeciwny. Tak więc pierwszy opanował południowe terytoria i nazwał je Noxią, a drugi północne, zwane teraz Rixią.
    Stworzy zbliżały się i zaczęły ciskać w mury głazami. Chris wiedział, że nie mają szans. Należy uciekać. Pobiegł do swojego domu. Zaczął budzić rodzinę. Najwcześniej wstała matka. Ona obudziła ojca.
Po chwili rodzina biegła w stronę północnej bramy, tak by być najdalej od początkowej bitwy. W pewny momencie Chris zdał sobie z czegoś sprawę. Domownicy Nadii nie wybiegli z domu.
   -Uciekajcie! Muszę pomóc Nadii!- Ojciec już miał coś krzyknąć, ale zdał sobie sprawę, że chłopak sobie poradzi.
   - Będziemy czekać w Hillen!- Ojciec postanowił, że spotkają się w wiosce gdzie mieszkała ciocia Chrisa.
   Chłopak wbiegł do domu dziewczyny. Napastnicy już wbiegali do miasta. Nadia mieszkała w dużym domu. Gdy wbiegł do pokoju siedziała w kącie. Nie płakała.
-Gdzie twoi rodzice?- Chris zapytał.
-Nie ma ich! Pojechali do stolicy!
-Musimy uciekać! - Złapał ją za rękę i wybiegł z domu. Miała ładne brązowo rudawe włosy i piękną twarz. Ubrana była w drogą sukienkę.
  Gdy wybiegli na ulicę atakujący tam byli. Gobliny. Potrafiły wspinać się na mury. Kilka domów dalej stała rodzina Chrisa, czekali na niego. Był na nich zły. Mieli uciekać. Ojciec go okłamał. Matka niosła na rękaj jego małą siostrę. Gobliny, brudnej krwi, były niedaleko. Pobiegł. Nagle coś zwróciło jego uwagę. Biegł po murach. Goblin czystej krwii.

                                                                             ***
  Zabił ich! Zabij moją rodzinę!
 Chrisem targała wściekłość. Pieprzone stwory! Zabiję go!
    Goblin nachylił się. Na prawej ręce miał stalową rękawicę, której palce były zakończone ostrzami. Kapała z nich krew. Skoczył z dachu na rodzinę Chrisa. Matkę przebił mieczem. Ojca Rękawicą. Siostrą rzucił o bruk.
    Chris rzucił się na niego. Był wściekły. Goblin odwrócony był plecami. Miecz chłopca ciął je. Popłynęła krew. Wojownik obrócił się i zarobił cięcie po twarzy. Chris wykonał pchnięcie i przebił mu serce. Ujął Nadię za rękę i uciekł wschodnią bramą. Kelleren pożarł ogień sprawiedliwości.

sobota, 26 lipca 2014

Kroniki ze świata Arven 3 - Niebezpieczna magia

   Strażnik obudził się. Hełm na jego głowie przekrzywił się podczas snu. Zamrugał. Rozejrzał się. Znowu zaspałem na służbie, pomyślał, kto się tak drze? Jest jakaś czwarta w nocy, chyba go uciszę. Pochwycił w rękę hacznik, krótki kijek z hakiem na końcu. Służył do wyrywania broni oraz walki jak pałką. Poprawił hełm, wstał. Spojrzał na krzyczącego. Chłopak około 13 lat. Drogi miecz.
  -I czego się drzesz?! Noc jest!- Oburzył się strażnik.
  -Atakują miasto! -  Strażnik wyjrzał przez mur i podbiegł do dzwonu. Zaczął w niego bić. Cholera, pomyślał, muszę przestać spać na warcie.

                                                                                ***

  Wbiegł pomiędzy chaty. Czarodziej zaczął go gonić.Schował się za jedną z nich kury na ulicy zaczęły głośno gdakać. Próbował je uciszyć. Na próżno. Czarodziej podbiegł do niego. Wymierzył w niego długą laskę z drewna. Dymitr skupił na nim wolę. Chciał zrobić jak w lesie. Laska poleciała do góry i uderzyła maga w głowę. Ten wkurzony wyszeptał zaklęcie mające unieruchomić chłopca. Dymitr uskoczył i mocą popchnął przeciwnika. Nie wiedział, że czarowanie to taka fajna sprawa. Po co ludzie mówią jakieś tam zaklęcia i machają rękami? To bez sensu.  Wystarczy skupić na czymś uwagę i dzieje się samo. Stali na skraju wioski nad strumieniem. pomiędzy dwoma chatami, których drzwi wychodziły na małe wspólne podwórko. Po drugie stronie od strumienia było niskie ogrodzenie i drewniana furtka. Dookoła biegały gęsi i kury. Teraz czarownik stał pod drewnianym dachem jednej z nich. Cała ściana była w ciemnozielonym mchu i bluszczu. Deski były słabe. Przeciwnik postanowił nie atakować. Przybrał postawę obronną. Dymitr chciał zrzucić na niego kilka desek, tak by się nie spodziewał, przeskoczyć strumyk i uciec. Skupił się. Zaczął myśleć o tym by dach spadł magikowi na głowę. Deski zaczęły spadać. Jedna, druga, trzecia... ziemia zaczęła się trząść aż w końcu cały dach i dom zawalił się.