-I czego się drzesz?! Noc jest!- Oburzył się strażnik.
-Atakują miasto! - Strażnik wyjrzał przez mur i podbiegł do dzwonu. Zaczął w niego bić. Cholera, pomyślał, muszę przestać spać na warcie.
***
Wbiegł pomiędzy chaty. Czarodziej zaczął go gonić.Schował się za jedną z nich kury na ulicy zaczęły głośno gdakać. Próbował je uciszyć. Na próżno. Czarodziej podbiegł do niego. Wymierzył w niego długą laskę z drewna. Dymitr skupił na nim wolę. Chciał zrobić jak w lesie. Laska poleciała do góry i uderzyła maga w głowę. Ten wkurzony wyszeptał zaklęcie mające unieruchomić chłopca. Dymitr uskoczył i mocą popchnął przeciwnika. Nie wiedział, że czarowanie to taka fajna sprawa. Po co ludzie mówią jakieś tam zaklęcia i machają rękami? To bez sensu. Wystarczy skupić na czymś uwagę i dzieje się samo. Stali na skraju wioski nad strumieniem. pomiędzy dwoma chatami, których drzwi wychodziły na małe wspólne podwórko. Po drugie stronie od strumienia było niskie ogrodzenie i drewniana furtka. Dookoła biegały gęsi i kury. Teraz czarownik stał pod drewnianym dachem jednej z nich. Cała ściana była w ciemnozielonym mchu i bluszczu. Deski były słabe. Przeciwnik postanowił nie atakować. Przybrał postawę obronną. Dymitr chciał zrzucić na niego kilka desek, tak by się nie spodziewał, przeskoczyć strumyk i uciec. Skupił się. Zaczął myśleć o tym by dach spadł magikowi na głowę. Deski zaczęły spadać. Jedna, druga, trzecia... ziemia zaczęła się trząść aż w końcu cały dach i dom zawalił się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz